K jak Kalety
-
DST
42.70km
-
Czas
02:31
-
VAVG
16.97km/h
-
Sprzęt Maxim
-
Aktywność Jazda na rowerze
Miał być Koszęcin, ale zachciało mi się na Kalety. Przez Mikołeskę, a żeby się na Mikołeskę dostać wybrałam trasę przez las. nie ma wody na pustyni...
© szczypiorizka
Charakterystycznym fragmentem tej trasy jest przeprowadzanie rowera przez piaskową ścieżkę (raz udało mi się ją przejechać, ale z wielkim trudem).
Innym znanym punktem odniesienia są tereny wodno- bagniste (nieważne co to dokładnie jest, ale żaby i inne gadziny lubią to miejsce, zawsze tu głośno)suszi
© szczypiorizka
Na Mikołesce szybka decyzja, którą ścieżkę wybrać (skoro ul. Kaletańska to pewnie na Kalety :P) i fantastyczna jazda lasem z lekkimi obawami na skrzyżowaniach. Gdy pierwszy raz jechałam tamtędy to zrobiłam niepotrzebne kółko, tym razem udało mi się bezbłędnie zgadnąć którędy jechać (żeby nie było, jakieś mapki miałam, ale poszłam na wyczucie, zawsze można wrócić do początku i skręcić w drugą stronę). Widok słupów z kablami utwierdził mnie w przekonaniu, że dobrze jadę ^^
W Kaletach uznałam, że warto zahaczyć o Zakłady Papiernicze. co to jest? Brama?
© szczypiorizka
Dobrze, że komin widać z daleka, więc był moim drogowskazem. Na miejscu zastałam taki widok:Pierwsza w Polsce
© szczypiorizka
Może nie było to pierwsze w Polsce, ale miały swój pewien udział w tej branży. Kaletańskie Zakłady Celulozowo- Papiernicze miały swe początki w XVIII wieku. Nie będę się o nich rozpisywać, znalazłam kilka fajnych stron poświęconych temu przedsiębiorstwu, w każdym bądź razie, zapadło mi jedno stwierdzenie-> Gdyby nie te Zakłady nie byłoby Kalet... Ja tak samo mogę powiedzieć o ZAMECIE i Strzybnicy. Na szczęście ZAMET jako tako jeszcze prosperuje i oby jak najdłużej :)
A tu inna fotka, z owym kominem, który był mi drogowskazemwidoczny z daleka
© szczypiorizka
W Kaletach nie mogło zabraknąć Biedronki :P Dzięki temu szybki zakup małych herbatników, mały odpoczynek i dalsza jazda w kierunku powrotnym. Lubię wracać innymi trasami, więc udałam się na Brusiek.Kościół św. Jana Chrziciela
© szczypiorizka
Bardzo znany mi Kościół zawsze widziany z innej strony i z daleka.
Wycieczkę zaliczam jak najbardziej do udanych. Mimo popołudniowej drzemki udało mi się ruszyć i wsiąść na rower. Zabrane ze sobą mapki okazały się niepotrzebne, mimo, że po raz pierwszy moim punktem docelowym były Kalety (dotychczas albo własnie koło Bruśka jechałam, albo tak na granicy Kalet przemknęłam, nigdy nie byłam w jego centrum). No i jeszcze tyle nabitych kilometrów, pierwszy raz w tym sezonie bodajże :D
Kategoria samotnie