poniedziałkowe rajzowanie
-
DST
28.59km
-
Czas
01:36
-
VAVG
17.87km/h
-
Sprzęt Maxim
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po skończeniu pracy (uwielbiam pracę zdalną), zjedzeniu obiadu i rozwiązaniu parę sudoku :P udało mi się ruszyć tyłek i wyjść z domu. Nikt nie przejawiał chęci krótkiej wycieczki, to ruszyłam sama. Na Mikołeskę.
dawno tędy nie jechałam © szczypiorizka
Krótki pit stop na Zalewie.
slalom gigant © szczypiorizka
Potem standardową drogą leśną do jedynego sklepu na wsi.
z lewej strony © szczypiorizka
z prawej strony © szczypiorizka
Na miejscu wyciągam swoje ostatnie zaskórniaki (Boszzz, kiedy ta wypłata??) i kupuję sobie Big Milka. Chwila oddechu, przyjemna rozmowa z innym rowerzystą (oczywiście o czym rowerzyści mogą gadać- o innych trasach rowerowych :-)
Big Milk © szczypiorizka
Z powrotem postanowiłam pojechać drogą asfaltową. Jeśli można tak ją nazwać (if you know what I mean).
Jakiś dziadek- kolarz się mnie pyta czy ją w końcu zrobili- odpowiadam, że nie. Po czym patrzę:
taki jest początek © szczypiorizka
O shit- okłamałam dziadka- będę się smażyć w piekle. I jadę tak sobie fajną droga i jadę. No pięknie- dziadek przeze mnie jakąś inną trasę wybrał, może niepotrzebnie kilometrów nadrobił. "Na szczęście" po jakimś czasie dojeżdżam do tego momentu:
a tu jest granica © szczypiorizka
Uff. jednak nie jestem kłamcą (zapomniałam powiedzieć na początku- że dawno tędy nie jechałam :P)
ręce bolą © szczypiorizka
Zaczęłam żałować, że nie mam amortyzatorów, no ale cóż, sama chciałam.
Na Boruszowcu nie mogło się obyć bez przerwy na gimnastykę.
nie ma bata, trzeba je wszystkie sprawdzić :-) © szczypiorizka
Po czym skierowałam się ponownie dawno nie uczęszczaną przeze mnie trasą koło knajpy. Na Pniowcu- przez Tłuczykąt, aż do Sowic i granicy z poligonem.
Ładnie zeszło :-)
Kategoria samotnie